nabożeństwa

Nabożenstwa odbywają się
w kaplicy w Poznaniu przy
ul. Przemysłowej 48a

Niedziela, godz. 17:00

 

 

 

Więcej info na FB :

przemyslowa48

lub mail :

przemyslowa48@gmail.com

 

 

Słowo na dziś

Szczęśliwy mąż, który nie idzie za radą bezbożnych Ani nie stoi na drodze grzeszników, Ani nie zasiada w gronie szyderców, Lecz ma upodobanie w zakonie Pana I zakon jego rozważa dniem i nocą. Będzie on jak drzewo zasadzone nad strumieniami wód, Wydające swój owoc we właściwym czasie, Którego liść nie więdnie, A wszystko, co uczyni, powiedzie się.
Ps. 1:1-3

Werdykt mógł być tylko jeden

Na świat przyszedłem w Poznaniu w 1992 roku. Urodziłem się i wychowałem w rodzinie, dla której chodzenie do kościoła było ważną tradycją. Po latach stwierdzam, że to wszystko, czym było. Na początku nie miałem z tym problemu. Jednak już po skończeniu podstawówki zacząłem stawiać opór. Rodzice z nami nie dyskutowali. Nie pójście do kościoła oznaczało karę – brak telewizji, wideo i komputera. Kara zawsze trwała do następnej niedzieli. Jak znowu nie poszliśmy, znów była kara. To nie pomogło mi zbliżyć się do Boga. Słyszałem o dobrym i kochającym Stwórcy, ale w domu widziałem coś odwrotnego. Czas szykowania się do kościoła był dla mnie najgorszy z całego tygodnia. Zwykle kończyło się płaczem. Nie mam pretensji do moich rodziców. Wierzę, że robili co mogli i że ich priorytetem było nasze szczęście.

Gdy udało mi się przeforsować rodzicielski zakaz, świat stanął przede mną otworem. Ale wpadłem z deszczu pod rynnę. Ani się obejrzałem, a byłem uzależniony od komputera i internetu. Potrafiłem siedzieć przy nim nawet kilkanaście godzin dziennie. Uciekałem. Do świata iluzji, który dostarczał mi substytutu radości i stworzył pozory szczęścia. Po niedługim czasie z rozczarowaniem stwierdziłem, że to wszystko nie dostarcza mi takiej frajdy jak kiedyś. Nie pomogły imprezy i alkohol. Wszelkie próby reanimacji zakończyły się fiaskiem. Nie nadążałem za moim ciałem. Stało się żarłoczną pijawką, wołającą coraz głośniej: "Daj!, Daj!".

Wtedy tego nie rozumiałem i kontynuowałem moje poszukiwania. Zainteresowałem się wschodnią duchowością. Głównie medytacją. Skręciłem w stronę New Age. Po chwili praktykowałem okultyzm. Nieświadomie powierzyłem swoje ciało i umysł demonom. Było coraz gorzej. Chciałem ujarzmić te moce, odkryć mój „prawdziwy potencjał”. Uwierzyłem w kłamstwo, mówiące że to ja jestem bogiem. Być może diabeł uznał, że nie będę mu już do niczego więcej potrzebny - bo swoje zadanie odciągnięcia mnie od Boga wykonał wzorcowo – i postanowił się mnie pozbyć.

Podczas jednej z moich medytacji coś się wydarzyło. Najpierw wystąpiły u mnie drgawki. Następnie doświadczyłem paraliżu własnego ciała. Byłem pogrążony w głębokim transie. Zafascynowało mnie to. Tajemne moce wydawały się być na wyciągnięcie ręki. Nagle straciłem kontrolę nad moim ciałem. Niespodziewanie zacząłem się dusić. Z ludzkiego punktu widzenia to nie mogło trwać długo. Ale ja miałem uczucie jakby czas zatrzymał się w miejscu. Zobaczyłem siebie, lecz nie jako boga. Jako wielkiego grzesznika! Byłem niczym pyłek na szacie Wszechmogącego. Przyszła do mnie świadomość – nie wiem, skąd – że ciąży na mnie wyrok piekła. Właściwie to odczuwałem jakby ów wyrok został już wydany. Oczami – chyba mojej wyobraźni – ujrzałem demonicznych przedstawicieli, którzy z niekrytą radością wypowiedzieli do mnie słowa: „Idziesz z nami! Straciłeś wszystko. Przegrałeś!” Nie umiem opisać tego, co wtedy czułem. Gorączkowo zacząłem szukać ratunku. W myślach przeszukiwałem imiona bóstw, na które mógłbym się powołać, uchwycić się ich. Na próżno. Było jeszcze jedno imię: Jezus Chrystus.

"Jezu! Jeżeli jesteś, jeżeli w ogóle istniejesz, jeżeli mnie kochasz i zależy Ci na mnie – zrób coś teraz, natychmiast! Ocal mnie, bo ginę!" W tym wołaniu nie było pokory. Ale była szczerość. I zadziałało. Gdy tylko skończyłem „moją modlitwę”, wszystko odeszło. Obudziłem się, jakby ze strasznego snu. Leżałem na łóżku w swoim pokoju. Ale wiedziałem, że to nie był sen. Coś się we mnie wydarzyło. Wierzę, że w tamtym momencie Bóg uratował mi życie. Od tamtego momentu zaczęło mnie ciągnąć do Jezusa.

Odkryłem, czym naprawdę jest kościół. Gdy pierwszy raz przyszedłem do mojej wspólnoty, miałem na sobie czarną koszulkę z trzema laleczkami Voodoo. Koszulka była cała podziurawiona. Wyglądałem jak satanista-narkoman. Przywitano mnie z taką miłością i życzliwością, że osłupiałem. Nie mogłem tego zrozumieć. Z początku sądziłem, że ludzie z mojego kościoła biorą jakiś „mocniejszy towar” i nawet się z nich naśmiewałem. Dalej sprawy potoczyły się szybko. Bóg, który przekonał mnie o grzechu, wzbudził we mnie pragnienie całkowitego zaufania Mu. Powierzyłem swoje życie Jezusowi.

Ten „mocniejszy towar” okazał się czymś innym niż sądziłem. To była Boża miłość. Sam zacząłem brać. Później zostałem dilerem. A jeśli chodzi o mój wstręt do kościoła - dzisiaj musiano by mnie związać, żebym w niedzielę nie poszedł na nabożeństwo. A mam poważne wątpliwości, czy to by wystarczyło. :)

Chwała Bogu! Za to, że wyrwał mnie z mocy ciemności. Za to, że postawił moje stopy na skale. Za to, że przeniósł mnie do swojego Królestwa. Za to, że przebaczył mi moje grzechy i obdarzył wiecznością. Za to, że z życia, które było beznadziejne, bezcelowe i biegnące ścieżką, na zatracanie, On uczynił życie, które ma sens i cel. Za to, że dał mi nadzieję i pokój, które przewyższają ludzkie zrozumienie. Za to, że biegnę w ramiona kochającego Ojca!

 

Osiem lat później

Kiedy coś osiągnę, wrzucam o tym informację na Facebooka. Bo chcę, żeby ludzie się o tym dowiedzieli. Z Bogiem jest podobnie. Jeśli On coś zrobi w moim życiu, powinienem o tym powiedzieć innym. W przeciwnym razie Bóg nie otrzymuje należnej Jemu chwały.

Wysławiajcie Pana, wzywajcie imienia jego, Głoście narodom czyny jego! Śpiewajcie mu, grajcie mu, Opowiadajcie o wszystkich cudach jego! Chlubcie się imieniem jego świętym, Niech raduje się serce szukających Pana! (Ps. 105)

Moja historia ma swój dalszy ciąg. Jedną z rzeczy, z którymi się zmagałem, zanim zostałem chrześcijaninem, była pornografia. Po moim nawróceniu Bóg dał mi łaskę, aby żyć w wolności przez pewien czas. Ale mniej więcej półtora roku później znów wpadłem w sidła własnych pożądliwości. W przeciwieństwie do mnie Bóg okazał się wierny. Każdego dnia darzył mnie łaską i błogosławił mój duchowy wzrost. Niestety ja wiodłem podwójne życie. Nie byłem całkowicie wolny. Jezus Chrystus nie był w pełni moim królem. W niedzielne poranki, podczas wspólnych spotkań w kościele, wznosiłem swoje ręce. Ale wieczorami dawałem się pokonać diabłu i szedłem na samo dno. To trwało przez długie lata. Z początku nie widziałem w tym nic złego. Umiałem sobie wszystko wyjaśnić. Mówiłem np.: „Bóg widzi moje serce”. Albo: „Zmagam się, jednak Bóg w swej miłości wykonuje swoją pracę we mnie”. Lub: „Gdyby Bóg chciał, to by mnie uwolnił.”

Dość wymówek

Po pewnym czasie Duch Święty wyraźnie dał mi do zrozumienia, że pornografia to grzech, który Go zasmuca i musi czym prędzej zniknąć z mojego życia. Użył do tego pieśni:

Ciągle niezdecydowany Jezusowi oddać się. Świata wiążą cię kajdany, Ciągle grzech twe barki gnie. Kiedyż Zbawcy oddasz się? Z grzechu Pan odkupił cię. Wolnym będziesz, tylko wierz, Swe zbawienie wiarą bierz. Ty połowę serca swego Jezusowi oddać chcesz, A połową życia twego Temu światu służyć chcesz. Całe serce Jezus żąda, Całe twoje życie chce — W marny świat już nie spoglądaj, W zgubę zaprowadzi cię! (Pieśni Pielgrzyma; pieśń nr 702.)

Trudno było o lepsze podsumowanie mojego duchowego stanu. Odczułem bojaźń Bożą. Coś we mnie drgnęło. Złożyłem przed Nim deklarację, że od teraz będę na serio walczyć z moimi cielesnymi żądzami. Wypowiedziałem wojnę pornografii. Walczyłem i… niemalże od razu poległem. Bo chociaż szukałem pomocy u Boga, to w głębi serca więcej nadziei pokładałem we własnych działaniach. Byłem przekonany, że to ja muszę coś z tym zrobić. A trzeba przyznać, że pomysłów mi nie brakowało. Blokowałem strony internetowe. Starałem się mieć dużo zajęć. Zacząłem jeździć na rowerze. Unikałem bycia samemu. Podczas korzystania z komputera otwierałem drzwi i odsłaniałem okna. Będąc na studiach biblijnych, napisałem nawet pracę o pornografii wśród wierzących. Myślę, że te działania nie były złe. Ale nie były też wystarczające. Wciąż przegrywałem. Grzech zawsze mnie znajdował. I tak mijały kolejne lata. Ale ja się nie poddawałem.

Przełom

Pismo Święte mówi, że bój, który toczymy, nie jest bojem fizycznym, lecz duchowym. A skoro duchowym, to należy walczyć duchowymi środkami. Dlatego mi się nie udawało. Walczyłem w niewłaściwy sposób!

W Starym Testamencie Bóg przez proroka Jeremiasza zwraca się do swego ludu:

Bo tak mówi Pan: Gdy upłynie dla Babilonu siedemdziesiąt lat, nawiedzę was i spełnię na was swoją obietnicę, że sprowadzę was z powrotem na to miejsce. Albowiem Ja wiem, jakie myśli mam o was - mówi Pan - myśli o pokoju, a nie o niedoli, aby zgotować wam przyszłość i natchnąć nadzieją. Gdy będziecie mnie wzywać i zanosić do mnie modły, wysłucham was. A gdy mnie będziecie szukać, znajdziecie mnie. Gdy mnie będziecie szukać całym swoim sercem, objawię się wam - mówi Pan - odmienię wasz los i zgromadzę was ze wszystkich narodów i ze wszystkich miejsc, do których was rozproszyłem - mówi Pan - i sprowadzę was z powrotem do miejsca, skąd skazałem was na wygnanie.

Bóg przemówił też do mnie. Skonfrontował moje życie ze swoim Słowem. Werdykt mógł być tylko jeden – Nie szukałem Pana całym sercem. Fundamenty mojego chrześcijaństwa zachwiały się. Z początku czułem się załamany. Ale Bóg wiedział, co robi. Zacząłem wołać jak nigdy dotąd.

Od religii do relacji

Moje modlitwy zmieniły się. Mój obraz Boga zmienił się. Realność wydarzeń z Golgoty dotarła do mnie. Uświadomiłem sobie, że Pan Jezus na krzyżu podarował mi wolność. On wziął mój grzech na siebie. A ja w Nim stałem się sprawiedliwy.

Otrzymałem objawienie. To było niesamowite. Natychmiast jakby łuski spadły z moich oczu. Zrozumiałem. Pomodliłem się.

– Jezu, przyjmuję Twoją wolność. Dziękuję Ci. Amen.

W jednej sekundzie zostałem uwolniony. Wiedziałem to. Czułem całym sobą. Byłem pewny. Do dzisiaj nie spojrzałem na pornografię.

Nie wrócę już

Moja wolność nie oznacza, że stałem się odporny na grzech. Ale mam wybór. I wybieram, że chcę pilnować moich oczu. To nie jest trudne, gdy ma się tak potężnego Boga!

Kielich mój przelewa się

Gdy jeszcze upadałem pod ciężarem własnych grzechów, postanowiłem przed Bogiem, że nigdy nie wejdę w żaden związek, chyba że On by mnie uwolnił. I chociaż nie chciałem być sam, to nie chciałem też zniszczyć życia mojej potencjalnej przyszłej żonie. Po prostu nie mógłbym jej tego zrobić.

--

Pan jest dobry. Jestem mężem od prawie osiemnastu miesięcy. Moja Ukochana jest dla mnie cudownym darem.

Ty też możesz być wolny

Jeśli zmagasz się dzisiaj z pornografią, chcę Ci to napisać: Możesz być wolny. Bóg też tego pragnie, dlatego możesz być pewien, że będzie Cię wspierał. On na krzyżu zapłacił za Twoją i moją wolność. Przyjmij to z wiarą.

 

 

Koinonia - Drugi Zbór Kościoła Chrześcijan Baptystów, ul. Przemysłowa 48a, Poznań  |  e-mail: przemyslowa48@gmail.com  |  © 2019